Wyobraź sobie, że stoi przy Tobie ktoś, kto jest dla ciebie wielkim autorytetem. Myślę, że będziesz chciał przy nim dobrze wypaść. Będziesz kontrolował swoją postawę, zastanawiał się co powiedzieć i starał się być odebranym jak najbardziej pozytywnie. Być może nawet zmienisz swoje zachowanie wiedząc, że jesteś obserwowany i oceniany przez kogoś ważnego. „Zakładasz sandały” czyli potocznie mówiąc maskę kogoś, kim nie jesteś, a kim chciałbyś być w jego oczach. Wydaje ci się, że wiesz co zrobić i kim być, aby zyskać przychylność w odbiorze swojego autorytetu. A wyobrażenie to może być przecież mylne…
Kontrolujesz swoje emocje, które są potrzebne, gdyż informują o tym jak reagujesz na daną sytuację. Umiejętnością, którą należy rozwijać jest dostrzeżenie tego, do czego mogą cię one doprowadzić. W przypadku obecności kogoś ważnego, niewątpliwe będzie to podekscytowanie, nieśmiałość lub może nawet strach. A co z innymi emocjami, które wywołują w nas otaczający ludzie? Jeżeli prowadzą do eskalacji zła, to dostrzeżenie ich może być motywujące do rezygnacji z czegoś co je wywołuje.
Powyższe wyobrażenie może być więc pomocne w poznawaniu siebie, a tym samym poprawie relacji z ludźmi wokół nas. Idąc jednak głębiej jest to jeden ze sposobów rozwoju duchowego, którego celem jest dążenie do bycia jak Jezus. Myśląc stale o tym, że On obok ciebie jest, pogłębia się świadomość twojej postawy. Czy jeżeli w każdej minucie swojego dnia będziesz mieć świadomość, że on na Ciebie patrzy, jest obok i być może nawet cię dotyka, to czy twoje reakcje i podejmowane działania będą bezmyślne i impulsywne, czy jednak zastanowisz się nad swoim zachowaniem?
„Panie przenikasz i znasz mnie,
Ty wiesz kiedy siadam i wstaję
Z daleka przenikasz moje zamysły
Widzisz moje działanie i mój spoczynek
Choć jeszcze nie ma słowa na moim języku,
Ty Panie już znasz je w całości
Ty ogarniasz mnie zewsząd
i kładziesz na mnie swą rękę….” (Ps. 139)
Sandały, które nosimy to wszystko to, co sprawia, że jesteśmy bardziej związani z tym, co doczesne, niż z tym co duchowe. Wydaje się nam to bezpieczne, bo jest znane. Sandały to nasze gotowe recepty na szczęście, wizje swojego życia, swoje lęki i problemy dnia codziennego, które uparcie próbujemy samodzielne naprawiać. A przecież:
„Nie troszczcie się (więc) zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie martwić będzie.” (Mt 6,34)
Sandały to też poczucie, że skoro coś z siebie dajesz to miło ci gdy coś w zmian otrzymujesz. I nie mam na myśli dóbr materialnych, tylko choćby oczekiwanie na radość, że czas, który poświęciłeś na coś się jednak przydał. A może było tak, że pomagałeś, a potem usłyszałeś że jesteś naiwny, być może oszukano cię lub po prostu wytknięto ci wady, których nie posiadasz, a nawet jeśli to któż nie popełnia błędów? Czy wiesz, że najbardziej bolą nas w innych nasze własne wady? Przeglądamy się w ludzkich oczach jak w lustrach..
Matka Teresa pisała:
„Ludzie są nierozsądni,
nielogiczni i zajęci sobą,
KOCHAJ ICH MIMO TO.
Jeśli uczyniłeś coś dobrego,
zarzucą ci egoizm i ukryte intencje.
CZYŃ DOBRO MIMO TO….”
Co robił Jezus gdy był na ziemi? Uzdrawiał, wypędzał duchy, nauczał, pomagał, karmił, a co dostał w zamian? Gdzie były te tłumy, gdy samotnie umierał na krzyżu? Czy to nie jest dowód na to, że miłość jest bezwarunkowa? (1Kor13) Analiza tego znanego przecież wszystkim tekstu to gotowa recepta na życie. Jak niewielu potrafi nią żyć.
Zdjąć sandały to przede wszystkim „nie lękać się”. Czy wiecie, iż słowa te są w Piśmie Świętym napisane 360 razy? Tyle ile jest dni w roku 🙂 Jeśli boisz się stąpać boso, czytaj Pismo Święte. Tam znajdziesz wzmocnienie i pewność, że tylko taka droga prowadzi do szczęścia. On, dawca życia, który jest przy nas stale, zna naszą historię i naszą przyszłość. Pragnie abyśmy całkowicie Mu zaufali i boso za Nim szli. On zatroszczy się, aby nie weszła ci w stopę drzazga, a jeśli wejdzie to też ma ona sens. Być może chwilowo zatrzyma cię w jakimś momencie życia gdy będziesz zmagać się z jej następstwami po to, aby spojrzeć głębiej i dostrzec, że każde cierpienie prowadzi do szczęścia. On opatrzy twoją ranę i pomoże wyjść z bólu umocnionym. Sam był wzorem „chodzenia boso” czyli w pełnym zaufaniu. Był Bogiem, ale też w pełni człowiekiem. Czuł ból fizyczny, zmęczenie, czuł smutek, radość, a także nawet zwątpienie.
„…Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił??” (Mk 15, 34)
Wyczytałam kiedyś, że po za oczywistym zwątpieniem, były to też słowa pełnej solidarności z ludźmi, bo my też często czujemy się przez Niego opuszczeni. Niejednokrotnie właśnie wtedy upadamy. On mimo wszystko zawsze idzie obok i chce nas prowadzić. Zauważcie, że na obrazie Jezusa Miłosiernego stoi boso. Przecież mogli namalować mu sandały. Może właśnie celowo miało ich nie być? Jeden z obrazów przedstawia Jezusa na tle drzwi. Przejdźmy wiec z Nim przez te drzwi, zostawiając sandały na zewnątrz, a On się o wszystko zatroszczy aby doprowadzić nas do pełni szczęścia.