Kiedyś powiedziano mi, że aby zachęcić kogoś do bliskości z Jezusem, należy powiedzieć mu, że On go kocha… Myślę, że argument ten jest kiepski, gdyż suchy fakt, średnio przekonuje. Na pewno wiesz, że Jezus istnieje, jednak być może postrzegasz Go bardziej jako kogoś kto był, niż kto jest. Można latami chodzić do kościoła i nie poznać Jezusa. Dopiero spotkanie, czyli usłyszenie Jego głosu w sobie, dostrzeżenie Jego działalności w życiu i świadomość Jego obecności zmienia życie. Wielu w tym momencie powie, że nic nie czuje, nie słyszy, nie widzi. Bo nie wie jak to zrobić. Bóg mówi subtelnie. On jest gentelmenem i się nie narzuca, jednak mówi do nas stale. Aby kogoś poznać trzeba tego chcieć i szukać o nim wiedzy. Jeśli ktoś ma idola w postaci sportowca, piosenkarza czy zakochuje się w kimś, to szuka na jego temat informacji. W tej chwili wystarczy wejść na dowolny portal społecznościowy, aby mieć sporą wiedzę o człowieku. Jezus jest przedstawiony w Piśmie Świętym. Należy więc uczyć się je czytać, rozważać, spotykać ludzi, który zajmują się jego interpretacją. Jeden cytat potrafi powiedzieć każdemu coś innego. Bóg przez Pismo mówi do naszych serc, bo pisał je sam, posługując się ludźmi, których natchnął swoim Duchem. Wielu, szczególnie młodych, zaczyna dzień od zajrzenia na Facebook, inni od serialu w telewizji, jeszcze inni w biegu szykują do dzieci do szkoły. Dnie mijają w pędzie i często Biblia, którą każdy chrześcijanin w domu ma, leży zakurzona na półce…. Czy jeśli zapytam Cię o czym było czytanie na mszy niedzielnej, to czy będziesz pamiętał? Jeśli tak, to czy zastanowiłeś się, co dany fragment powiedział do Twojego serca? To są początki rozmowy z Bogiem, a jeśli tego nie dostrzegasz, To On nie będzie się narzucał. Czeka na Twoje zaangażowanie, aby stopniowo dawać ci Siebie więcej.
Jeżdżąc w trasy mam dużo czasu, z którego większość spędzam na modlitwie. Wpadają mi czasem do głowy różne myśli, które korzystając z opcji dyktafonu w telefonie od razu nagrywam (cudowny wynalazek!!!). Pewnego dnia wpadła mi myśl, aby uświadomić Ci, co może czuć Jezus, gdy go odrzucasz. Przypomnij sobie swoje emocje w stanie zakochania. Chciałeś z tą osobą przebywać, a pragnieniem twym było, aby ta osoba również podzieliła twoje uczucia. Jeśli doświadczałeś odrzucenia, to wiesz jak ono boli. Skoro jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, to znaczy, że On ma w stosunku do nas, swoich dzieci takie same uczucia jak my, gdy kogoś kochamy. Jeśli ktoś jest ochrzczony i wybiera inną wiarę, lub w ogóle przestaje interesować się obecnością Bożą, to On cierpi niewyobrażalnie, tak jak my gdy jesteśmy porzuceni. W związku z tym, że Bóg jest miłością i z miłości nas stworzył, to ta, którą nas darzy jest tysiąckrotnie większa od tej, którą my darzymy siebie nawzajem, swoich rodziców, dzieci, współmałżonków. W miłość międzyludzką często wkradają się oczekiwania, niespełnienia, skrzywdzenia i tak dalej, a On bez względu na to, co zrobimy, nie przestanie nas bezwarunkowo kochać i tęsknić, abyśmy do Niego wrócili. Zagonieni codziennością, często z własnymi opiniami na temat wiary, żyjemy sobie obok, a On cierpi. Dowodem Jego niewyobrażalnej, niepojętej dla mnie miłości jest fakt, iż dał zabić swojego syna za nas. Który ojciec oddałaby swoje dziecko na taką mękę, w imię miłości do innych ludzi? Oczywiście ci, którzy nie są ochrzczeni, nie poznali Chrystusa, bo urodzili się w innej części świata, zostali wychowani w innej religii nie będą potępieni. W Piśmie Św. jest cytat, jednak nie pamiętam gdzie, że nasz Bóg jest Bogiem innych bogów. Może być tak iż ci, którzy naszego nie poznali są usprawiedliwieni wobec faktu iż są wierni tym co poznali? To są tylko moje dywagacje. Chętnie podyskutowałabym o tym z jakimś biblistą J Jezus przecież nie dotarł wszędzie. Chrześcijanie są wszczepieni w Chrystusa przez chrzest, a więc odejście lub zmiana wiary jest wykroczeniem przeciwko pierwszemu przykazaniu. Zapytacie na pewno: dlaczego zmusili mnie do chrztu kiedy byłem młody? Przecież Jezus był chrzczony jako dorosły, nie dali mi prawa wyboru. Biblia na wszystko ma odpowiedź:
Dz. 2, 39 „..Bo dla was jest obietnica i dla dzieci waszych i dla wszystkich którzy są daleko, których Pan Bóg nasz powoła”
My wraz z naszymi dzieci mamy być chrześcijanami. Grzechem byłoby, gdybym czekała, aż moje dziecko urośnie i podejmie decyzję samodzielnie. Nic w życiu nie jest pewne poza tym, że umrzemy. No i oczywiście jest jeszcze przecież grzech pierworodny… Żyjąc w bliskości z Chrystusem, uświadamiając sobie Jego stałą, miłująca obecność obok nas, zyskujemy ogromną moc bez względu na to, co się w naszym życiu wydarza. Moc pomagającą przetrwać trudny czas, moc dającą radość, nawet wtedy gdy jest ciężko, moc umożliwiającą przebaczenie komuś lub sobie, częste cuda wokół (wysłuchane modlitwy, ludzi, którzy lgną do ciebie bo emanujesz Jego obecnością!!!) i to co dla wielu jest tematem nie do przejścia to akceptacja własnej przemijalności i śmierci. Może warto więc na chwilę zatrzymać się i zastanowić dokąd zmierzam? Czy jest ci obojętne, że Jezus, którego nie widać, ale stale przy tobie jest cierpi, bo Go odrzuciłeś? Czy masz świadomość jakie są konsekwencje nie pojednania się z nim za życia? I nie na swoich warunkach, odrzucając kościół tylko trwając przy sakramentach. Wielu niestety nie wierzy już nawet w piekło… A Jezus nieustannie chce dawać ci Siebie i czeka, abyś Go dostrzegł i przyjął jako Tego, który jest drogą prawdą i życiem. Niedawno usłyszałam doskonały cytat Edyty Stain – Św. Teresa Benedykta od Krzyża”.
„Kto szuka prawdy, szuka Boga, choćby sam o tym nie wiedział”
Jeśli argumentem odejścia od Chrystusa jest kościół, to znaczy, że źle trafiłaś co niestety w tej chwili jest częste. Wiedz jednak, że bez kapłanów, którzy zostali powołani przez Jezusa, kościół zginie, gdyż nie będzie komu głosić słowa Bożego oraz przeistaczać chleb w Jego ciało. Warto poszukać takiego, który będzie cię zbliżał do Chrystusa. Jestem przekonana, że w tej chwili wielu zarzuci mnie argumentami, iż nie mam racji. Znam je gdyż większość ludzi w moim otoczeniu zarzuca mnie nimi zawsze, gdy rozwija się temat wiary. Czy w momencie swojej śmierć, również będziesz się przy nich upierać? Wielu szukało Boga rozumiem, a znaleźli Go właśnie w sercu. Kiedyś na pewno go spotkasz i co Mu wtedy powiesz?